Profesjonalny tłumacz języka angielskiego
Dobry tłumacz angielskiego
W poprzednim wpisie wspomniałam o tzw. „tłumaczu wyrobniku”, czyli osobie o nie za wysokich kwalifikacjach zawodowych, która mozolnie wertuje słowniki, w poszukiwaniu odpowiednich terminów, aby wyrobić jakimś cudem „tłumaczeniową dniówkę”.
Przyznaję się tu na forum publicznym, że ja w dużej mierze jestem takim tłumaczem wyrobnikiem. Postęp mojego tłumaczenia na angielski przebiega czasem bardzo mozolnie. Sprawdzam wszystko bardzo dokładnie, wciąż nie do końca pewna swoich umiejętności tłumaczeniowych. Tak na marginesie, według Andrzeja Voellnagela,
Kobietom przypisuje się – chyba słusznie – przeciętnie większą systematyczność w pracy i większy zasób cierpliwości przy wykonywaniu prac monotonnych i zasadniczo nieinteresujących. A do takich trzeba zaliczyć wyszukiwanie w słowniku terminów i mozolne składanie z nich tekstu „Jak nie tłumaczyć tekstów technicznych”
Jednak tak naprawdę z wyrobnika bardzo często „wyrabia się” bardzo dobry, solidny, sumienny i nie pozbawiony dozy samokrytycyzmu tłumacz-specjalista. Wystarczy nie ustawać w mozolnej pracy i znaleźć sobie jakieś wąskie dziedziny specjalizacji.
Jednak nawet największa sumienność i samokrytyka nie jest w stanie uchronić nas w 100% od terminologicznej niejasności wobec stałej dezaktualizacji słownictwa fachowego dlatego tłumacz skazany jest na stałe doskonalenie i odświeżanie znajomości języków potrzebnych mu w pracy. Pamiętać trzeba również o korzystaniu jedynie z najnowszych publikacji z danej dziedziny i to w miarę możliwości w oryginale, nie w tłumaczeniu.
Jak przyznaje Zofia Kozłowska:
Ustalenie ścisłych reguł tłumaczenia terminów jest właściwie niemożliwe. W wyborze odpowiednika tłumacz ma stosunkowo duży margines swobody. W tworzeniu nowych terminów ogranicza go tylko zdrowy rozsądek. W granicach rozsądku tłumacz może właściwie wszystko, pod warunkiem „wytłumaczenia się” w przypisie.
Skoro „nie ma ścisłych reguł” i „tłumacz może wszystko” to właściwie zostajemy w punkcie wyjścia – samotni, skazani na samych siebie tłumacze, w samym środku terminologicznego chaosu. Czy może jednak tłumacz ma solidny punkt zaczepienia? O tym w następnym wpisie.