Proofreading tłumaczenia abstraktu na angielski
Tak, dobrze czytacie. Tak wyglądało jedno z moich ostatnich zleceń – miałam za zadanie zrobić korektę „przetłumaczonego” abstraktu. Używam cudzysłowu, bo wyraźnie widać było, że polski tekst był wrzucony do programu tłumaczącego. Co jednak najciekawsze w tej sytuacji, to to, że angielskiego tekstu nie można było nazwać niepoprawnym. Po prostu widoczne było tłumaczenie słowo po słowie i zdanie po zdaniu, ale nie czyniło to angielskiego streszczenia niezrozumiałym dla obcokrajowca.
Styl tłumaczenia tekstu
Pamiętam, że współpracowałam kiedyś z kobietą w średnim wieku, która kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat temu skończyła filologię angielską na Uniwersytecie Wrocławskim. Pracowała w alternatywnych mediach internetowych, jako pewna ekspertka od tematów związanych z krajami anglojęzycznymi. Był taki moment w mojej pracy tłumaczeniowej, po urodzeniu dziecka, kiedy potrzebowałam wsparcia, ze względu na zmęczenie i brak czasu. Tak się złożyło, że wspólna znajoma zaproponowała mi podjęcie współpracy z opisaną wyżej kobietą.
Kiedy się spotkałyśmy, zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, była spokojna i pewna siebie. Ze względu na jej wiek i doświadczenie nie miałam nawet odwagi prosić ją o próbkę tekstu, a tłumaczyła dobrze, poprawnie, ale… trochę po polsku 🙂 Kiedy zwróciłam jej na to uwagę, stwierdziła, że ona nie dąży do tego, by tekst wyglądał naturalnie, jak napisany przez Brytyjczyka, bo ona jest przecież Polką i to ma być widać. Tłumaczenie to tłumaczenie przecież! Było tam jeszcze parę dyskusji między nami, np. dotyczących faktu, że interpunkcja w języku angielskim nie pokrywa się z interpunkcją w języku polskim, tak 1:1 w zdaniu. Przecinki stawia się często inaczej. Nie mogła tego przetrawić. Zaczęła rzucać nazwiskami swoich wykładowców ze studiów i kąśliwie zwracać mi uwagę, że uczelnia, którą ja skończyłam, nie jest tak prestiżowa… Cóż, tak się skończyła nasza współpraca.
Zlecenie proofreadingu streszczenia pracy dyplomowej
To tylko dygresja, by pokazać, że dla niektórych „polski angielski” jest wystarczający. Oczywiście, jest zrozumiały, ale np. jeśli chodzi o tłumaczenie abstraktu pracy dyplomowej, który ma być pewną wizytówką Twoich osiągnięć naukowych za granicą, nie jest to chyba najlepsze wyjście. Dobrze jest chociaż zlecić proofreading streszczenia, choć powiem szczerze, że najchętniej przetłumaczyłabym taki tekst od początku.
Ja z 10 lat temu, kiedy jeszcze nawet nie używałam CATa 🙂
Dążenie do… doskonałości?
Nie twierdzę, że ja tłumaczę już perfekcyjnie, tak, jakby to napisał native. Jednak właśnie do tego dążę. Staram się również korzystać z narzędzi tłumaczących, ale robię to z dużą dozą krytycyzmu i po prostu okiem eksperta. To naprawdę pomocne i przydatne narzędzia, które przyspieszają prace, ale trzeba wiedzieć, jak z nich korzystać. Nie wystarczy „wrzucić” tekstu i cieszyć się z „wyplutej” angielskiej wersji, bo taka jest po prostu… kiepska.