Rodzaje metod tłumaczeniowych
Jeśli chodzi o metody pracy tłumacza, chciałabym się dzisiaj skupić na metodach zaproponowanych przez Andrzeja Voellnagela, a dokładniej na dwóch z nich: na metodzie słownikowej i na metodzie pamięciowej. Jak to zwykle ze skrajnymi pomysłami bywa, obie metody niosą ze sobą duże prawdopodobieństwo wystąpienia błędów. Wprawdzie wspomniany autor pisze o nich w kontekście tłumaczenia tekstów technicznych, ale myślę, że można je odnieść również z powodzeniem do tłumaczenia tekstów naukowych, literackich, czy użytkowych.
Metoda słownikowa w tłumaczeniu ma oczywiście swoje strony dodatnie, ale wyniki tej metody zależą od dwóch czynników: kto ją stosuje i jakie ma do dyspozycji słowniki.
Tłumacz może:
a) nie znać napotkanego w oryginale słowa
b) znać to słowo, lecz nie znać lub nie pamiętać jego odpowiednika w języku przekładu;
c)znać zarówno słowo, jak i jego odpowiednik lub odpowiedniki, z których jednak żaden nie pasuje do danego tekstu;
d) chcieć sprawdzić, czy znany mu i pasujący do tekstu odpowiednik danego słowa nie ma właściwszego dla tego tekstu synonimu.
W przypadkach a-c nie ma wątpliwości, że sumienny tłumacz powinien przeglądać wszystkie dostępne słowniki dopóty, dopóki nie znajdzie się przynajmniej w sytuacji d. Andrzej Voellnagel „Jak nie tłumaczyć tekstów technicznych”, str. 95
Ma tutaj zastosowanie wspomniana już wcześniej zasada pluralizmu. Autor zwraca uwagę, aby jednak nie popadać w skrajności i nie „ryć” w stosach słowników, encyklopedii i podręczników nie licząc się z czasem własnym i bliźnich, którzy są często wciągani w czasochłonne grzecznościowe konsultacje. Czasem warto zaufać swojemu pierwszemu przeświadczeniu, szczególnie, jeśli jest to przeświadczenie graniczące z pewnością bo zweryfikowane na podstawie kilku źródeł.
Oprócz nadmiernej czasochłonności, tłumaczenie słownikowe niesie ze sobą także inne zagrożenia dla jakości pracy tłumacza. Wspomniałam już wcześniej o błędnym oddzielnym tłumaczeniu wyrazów stanowiących termin złożony. Metoda słownikowa kusi również tłumacza dosłownością przekładu. Nie mogę się tu powstrzymać od zacytowania przykładu podanego przez Voellnagela:
Skauci i Stowarzyszenia Harcerek… latem obozują pod namiotami i uczą się poznawać wieś, gotować i zajmować się sobą.
Abstrahując już od faktu, że w oryginale musiało być „learn to know the country” , czyli „uczą się poznawać kraj”, choć country oczywiście w innych kontekstach również oznacza wieś, „[t]łumacz niesłusznie rzuca cień podejrzeń na cnotę skautowej młodzieży, która na pewno miała za zadanie tylko „take care of themselves” czyli „radzić sobie samodzielnie”.
Mimo wszystko nie należy odstawiać słowników w kąt. Ja sama jestem wielką fanką słowników papierowych, mam może staromodne przeświadczenie, że to, co na papierze jest bardziej godne zaufania. Słowniki, szczególnie te specjalistyczne, są nieocenionym źródłem wiedzy w tłumaczeniu, na etapie odnajdywania i weryfikacji informacji. Nie należy jednak nigdy zapominać o kontekście, odcieniach semantycznych. Na szczęście jako współcześni tłumacze, mamy wielką bazę kontekstu pod ręką – Internet. O metodzie pamięciowej w tłumaczeniu napiszę jednak jutro:)