Specjalistyczna terminologia w tłumaczeniu
Ostatnio natknęłam się na ciekawy artykuł dotyczący radości tłumaczenia. Tak, tłumaczenie może sprawiać radość. Mi sprawia szczególnie wtedy, gdy już je skończę :). Chwila radości w moim tłumaczeniu to bardzo konkretny moment – ten, w którym czytam gotowy tekst tłumaczenia i okazuje się, że jest dobry. Piszę, że „okazuje się” bo bardzo często w trakcie tłumaczenia nie jestem zadowolona ze swojej pracy, sfrustrowana i wydaje mi się, że tym razem polegnę. Natomiast gdy już skończę i czytam całość, to tekst jawi mi się jako profesjonalny i mam poczucie, że nie mogłabym go przetłumaczyć lepiej.
Źródło: http://www.happyologist.co.uk/happiness/6-rules-to-build-happy-habits
Radość tłumaczenia we wspomnianym artykule (Roman Sosnowski Radość tłumaczenia tekstów specjalistycznych. Terminologia w: Między oryginałem a przekładem cz. VII) dotyczy tekstów specjalistycznych, a konkretnie terminologii. Domyślam się, że samo zestawienie słowa „radość” i frazy „tłumaczenie tekstów specjalistycznych” jest bardzo kontrowersyjne, ale ja autora bardzo dobrze rozumiem. Szczególnie, że podaje bardzo konkretne i przekonywujące argumenty. Przedstawia tłumacza tekstów specjalistycznych jako „odkrywcę” i „wynalazcę” jako że tłumaczenie, odnajdywanie i tworzenie terminologii specjalistycznej może być wysiłkiem twórczym dającym wiele satysfakcji.
Mi osobiście nigdy nie zdarzyło się wprowadzanie nowej terminologii. Być może, po prostu, nie dostałam do tłumaczenia żadnego tekstu bardzo pionierskiego czy nowatorskiego – teksty naukowe, które tłumaczę zazwyczaj nie wprowadzają nowej terminologii specjalistycznej, opieram się więc na dostępnych bazach terminologicznych. Nie oznacza to, że samo wyszukiwanie i odnajdywanie odpowiedników terminologicznych w języku docelowym nie sprawia radości. Mi sprawia:) Stworzenie porządnego glosariusza specjalistycznych terminów jest bardzo satysfakcjonujące, szczególnie gdy odpowiada specjaliście w danej dziedzinie, czyli osobie zlecającej swój artykuł naukowy do tłumaczenia na angielski. Nie wspominając już o tym, że taki porządny glosariusz procentuje na przyszłość – w następnych tłumaczeniach i rozwija samego tłumacza, a dokładniej, jego tłumaczeniowe umiejętności.