Tłumaczenie literackie
Tłumaczenia literackie – potrójna satysfakcja i przyjemność
W ramach mojej działalności tłumaczeniowej miałam jak dotąd możliwość przetłumaczenia trzech książek o tematyce religijnej i wychowawczej (więcej: tutaj ). Jestem za tę możliwość bardzo wdzięczna Wydawnictwo Mateusza, które odnalazło moją ofertę dzięki wcześniejszym tłumaczeniom dla o. Ksawerego Knotza (o innych moich klientach przeczytasz tutaj).
Te trzy tłumaczenia książek stanowiły dla mnie jedną z najprzyjemniejszych wyzwań tłumaczeniowych z dość prozaicznej przyczyny: lubię czytać i pisać. Brzmi to banalnie, ale tak naprawdę zamiłowanie do czytania i pisania w języku, na który się tłumaczy literaturę jest według mnie konieczne. Trening czytelniczo-pisarski pozwala na wyrobienie pewnego wyczucia literackiego, które podpowiada, co brzmi dobrze w danym języku. Wieczorne czytanie dla przyjemności to także doskonalenie swoich umiejętności tłumaczeniowych – i za to kocham te zajęcie!:)
Jednak bywa i tak, że po setnej stronie tłumaczenia, tłumacz już „nie widzi” niedociągnięć tekstu i jego „nieregularności”. Warto mieć wtedy swojego prywatnego pierwszego czytelnika, który świeżym okiem spojrzy na tekst. Ja miałam takiego czytelnika i jego praca była dla mnie nieoceniona. Co ciekawe, czasem dopiero gdy patrzyłam na swój własny przetłumaczony tekst zza pleców tego czytelnika śmieszyły mnie jakieś fragmenty. W procesie tłumaczenia patrzę na tekst jednak bardziej od strony technicznej, rozbijam zdanie na czynniki pierwsze, czytam te same fragmenty kilka, kilkanaście razy. Dopiero takie spojrzenie na tekst z dystansu daje prawdziwy obraz tłumaczenia.
Tłumaczenie tekstów literackich to połączenie moich trzech przyjemnych zajęć – tłumaczenia, pisania i czytania. Jest to w pewnym sensie pisanie, tworzenie nowej jakości. Ta sama książka, przetłumaczona przez kogoś innego, miałaby najprawdopodobniej lekko odmienny wyraz. Starając się oddać myśli i intencje autora, tłumacz nigdy nie uniknie przemycenia w tłumaczeniu swojego stylu pisarskiego. O czytaniu wspominam, ponieważ gdy po nabraniu odpowiedniego „dystansu” do stworzonego tekstu, czy to dzięki uwagom „pierwszego czytelnika”, czy po prostu dzięki powróceniu do tekstu dopiero po jakimś czasie, czytam przetłumaczoną książkę i stwierdzam, że dobrze się ją czyta – jest to dla mnie największa satysfakcja.
A ja coraz bardziej przekonuję się co by skorzystać z Pani usług translatorskich z pol na ang 🙂 Co prawda termin sporo odległy, ale już szukam, aby potem nie rozmyślać 20 razy. Mam jedynie nadzieję, że tematyka na tyle podejdzie, że przekład będzie co najmniej znośny 🙂
Cieszę się, zapraszam i pozdrawiam
Btw. to już wiem, kto mnie w Matrasie wygooglał:)
Oj cóż to ja nie lubię czytać. Ale fakt Jeżycjada jest super. Będę musiała ją sobie przypomnieć w wolnym czasie. Tłumaczenia to w ogóle są żmudne, ale racja końcowy efekt wszystko wynagradza:)
Też kocham czytać. To prawda po jakimś czasie swoich błędów się nie widzi i trzeba nabrać trochę dystansu, najlepiej odłożyć tekst na jakiś czas (oczywiście jeśli terminy na to pozwalają) 🙂 Oby więcej takich miłych zleceń.
🙂 oby:) choć najmilej jest na końcu gdy już tylko ocenia się efekt:) a wcześniej to raczej żmudna harówa, choć satysfakcjonująca. Ps. ja też uwielbiam Jeżycjadę;) mam (prawie) wszystkie części