tłumaczenia na język angielski
Już od prawie 20 lat główną gałęzią mojej działalności jest tłumaczenie na język angielski. Piszę ten artykuł, bo od jakiegoś czasu mam wrażenie, a nawet pewność, że branża bardzo się zmienia, głównie za sprawą rozwoju technologicznego. Czuję, że przeciętny Kowalski już nie potrzebuje tłumacza języka angielskiego tak często, jak to drzewiej bywało. Z pomocą przychodzą mu liczne narzędzia tłumaczące, które parę lat temu były jedynie w rękach tłumaczy, jako wspomaganie procesu przekładu.
Jak to wygląda dzisiaj
Dzisiaj proste teksty na stronę internetową, maile, czy nawet streszczenia prac licencjackich są tłumaczone maszynowo. Czy to dobry trend? Mam pewne obawy. Przede wszystkim nie potrafię sobie wyobrazić jaki wpływ to oddanie w ręce maszyn tak wielu tekstów użytkowych będzie miało na przestrzeń internetową i w ogóle życiową. Czy nasze dzieci nie będą otoczone tekstami powtarzalnymi, płytkimi, bezdusznymi i zwyczajnie błędnymi? Czy to nie stanie się ich normalnością, przez co dojdzie do zubożenia języka i obniżenia poziomu intelektualnego populacji jako takiej? A może będzie wręcz odwrotnie: w starciu z maszyną człowiek wzejdzie na najwyższe poziomy intelektualne?
To, co pewne
Jedno jest pewne: praca tłumacza bardzo się zmienia. Myślę, że każdy musi znaleźć teraz swoją niszę, nie można być już tłumaczem „od wszystkiego”, bo człowiek zwyczajnie zginie w gąszczu narzędzi i ludzi tłumaczących wszystko i nic. Ja przeanalizowałam moją dotychczasową pracę i doszłam do wniosku, że ograniczę się do następujących dziedzin życia: tłumaczenie i korekta tekstów naukowych, przekład książek dla dzieci, tłumaczenie tekstów związanych z rozwojem osobistym, tłumaczenie komiksów i tłumaczenia religijne. To i tak dość szeroki obszar zawodowych zainteresowań, ale takim go stworzyło samo życie: tymi tekstami zajmowałam się w tłumaczeniu najczęściej.
Korekta-przyszłość mojej pracy
Myśląc o praktyce mojej pracy na przyszłość, wydaje mi się, że o wiele więcej będzie zleceń dotyczących korekty tekstów tłumaczenia. Już teraz dostaję teksty prac naukowych, które wyglądają mi na przetłumaczone w większości przez jakieś narzędzie tłumaczące. Muszę przyznać, że nie są to teksty złe, niepoprawne, czy błędne. Widać w nich jednak zbyt małą ludzką ingerencję. Są zwyczajnie pozbawione ludzkiego pierwiastka, sztywne i sztampowe. Myślę, że do czasu, gdy tak będzie, ta „ludzka ręka” tłumacza będzie wciąż na rynku tłumaczeniowym potrzebna.
Chcesz zlecić tłumaczenie na język angielski? Napisz do mnie: monika@frogtranslation.com