Tłumaczenia poradników
Tłumaczenie poradnika
Jak na razie udało mi się przetłumaczyć z angielskiego na polski jeden poradnik – dla rodziców, dotyczący wychowania dzieci w duchu dyscypliny Dyscyplina na całe życie… i było to bardzo ciekawe doświadczenie tłumaczeniowe, choć, z perspektywy czasu, muszę przyznać, że teraz jeszcze bardziej doceniłabym taką okazję. Szczególnie, że wydawnictwo, z którym współpracowałam przy tym tłumaczeniu bardzo doceniło mnie jako tłumacza, również pod względem finansowym nie czułam się pokrzywdzona. W swojej naiwności, jeszcze wtedy początkującego tłumacza literatury, nabrałam przekonania, że takie traktowanie tłumaczy, którzy uczciwie podchodzą do swojej pracy jest normą. Niestety nie do końca.
Źródło: http://czasdzieci.pl/ksiazki/ksiazka,1271438-dyscyplina_cale_zycie.html
Od czasu przetłumaczenia wyżej wspomnianej książki, przetłumaczyłam z polskiego na angielski i z angielskiego na polski jeszcze kilka pozycji, ale głównie dla małych wydawnictw, czy osób prywatnych (autorów książek). Ucieszyłam się więc gdy ostatnio odezwało się do mnie większe wydawnictwo i to z propozycją przetłumaczenia poradnika związanego z bieganiem, czyli sportem, który mnie samą interesuje. To idealna sytuacja dla tłumacza literatury – propozycja przetłumaczenia INTERESUJĄCEJ go książki. Tak naprawdę, według teoretyków tłumaczenia, tłumacz literatury i nie tylko powinien tłumaczyć WYŁĄCZNIE te teksty, które wzbudzają jego zainteresowanie. Niestety, przynajmniej według mojego doświadczenia, rzeczywistość tłumacza na angielski odbiega od tego ideału i bardzo często aby nie stracić na jakości tłumaczenia, całkowity brak zainteresowania tematem trzeba pokrywać samodyscypliną i czysto zawodowym profesjonalizmem.
Wracając jednak do propozycji wydawnictwa – początkowe miłe rozmowy, pełne entuzjazmu i ciekawych propozycji, z czasem przerodziły się w twarde negocjacje pełne warunków dla mnie praktycznie nie do spełnienia. Pojawiły się również argumenty typu: „szefowa ma tłumacza, który może to zrobić szybciej”. Koniec końców, zaproponowana mi stawka była o jakieś 30% mniejsza niż moja, już uszczuplona propozycja, termin realizacji również był bardzo stresogenny. Zrezygnowałam, szczególnie, że sam tekst do tłumaczenia zmieniał się co jakiś czas (co chwilę przesyłano mi inną książkę do wyceny) i miałam wrażenie, że owo wydawnictwo chce mieć wszystko: TANIO, SZYBKO i DOBRZE, a jak wiadomo, można mieć tylko dwie z tych rzeczy jednocześnie. No chyba, że gdzieś tam, w czeluściach internetu faktycznie istnieją ci mityczni i masochistyczni tłumacze-cyborgi, którzy są wstanie spełnić wszystkie te warunki jednocześnie.