Tłumaczenie przekleństw
Co pomyśleliby Państwo o znakomitym aktorze jakim niewątpliwie jest Clint Eastwood w momencie wypowiadania słów: Do diaska, połóż tę zafajdaną broń na ziemi, śmierdzący skunksie, bo poślę cię na tamten świat. Kiepsko, prawda? Szczególnie jak na Clinta. Więc co począć z wulgaryzmami, którymi tak nafaszerowane są książki i filmy do tłumaczenia? Powyższy tekst jest zmyślony, ale założę się, że mój ulubiony aktor powiedziałby raczej: Drop that f#*& gun, you s%^# of a *@, or I’ll send you to %&# hell.
No właśnie, czy filmy, a raczej tłumaczenia filmów, które są masowo oglądane na Internecie lub w telewizji powinny zawierać dosłowne tłumaczenie wulgaryzmów? I tak i nie. Z jednej strony w tłumaczeniu powinno się zbliżyć maksymalnie do doskonałości oryginalnego tekstu do tłumaczenia. Jednak nasze przetłumaczone wulgaryzmy będą słuchane bądź czytane przez dzieci i młodzież, a my – tłumacze języka angielskiego – staniemy się antybohaterami, słynnymi jedynie z tego, że rodzice będą wiedzieć czyje tłumaczenia filmów należy omijać. Szczerze mówiąc, wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do anglojęzycznych przekleństw, znają je nawet dzieci w podstawówce i nie robi to już na nas większego wrażenia. Co innego, gdy w grę wchodzi tłumaczenie wulgaryzmów, szczególnie dosłowne.
Wulgaryzmy w języku polskim niosą ze sobą bagaż emocjonalny i są nasycone moralnie (właściwie to – niemoralnie), tym samym dla przeciętnego słuchacza i czytelnika brzmią bardzo nieprzyjemnie. Inaczej jest z „bad words” po angielsku. Nie są one nacechowane emocjonalnie dla polskiego odbiorcy i pozostają przede wszystkim jednymi z wielu anglicyzmów w naszym języku. Dobrze uświadamia to, np. takie zdanie: Jane is a bitch! Jak to przetłumaczyć żeby film został dobrze odebrany? Jane to ku……. (?) Jane to su….. . (?) Jane to dzi…… (?) A może Jane to szm….. albo Jane to zołza (?) (Pozwolę sobie na niedopowiedzenia ze względu na szacunek dla młodych miłośników tłumaczeń, którzy mogą trafić na bloga). Jak widać, angielskie zdanie nie budzi emocji i śmiało mogłoby zostać przemycone nawet do tłumaczenia kreskówki. Inaczej brzmi tłumaczenie wulgaryzmów. Pierwsze z zaproponowanych tłumaczeń tego zdania na pewno przypadłoby do gustu nocnym markom, kolejne tłumaczenia również nadają się bardziej dla dorosłych (lub dojrzałych odbiorców). Ostatnie z pewnością byłoby dobre nawet dla dzieci, ale czy wtedy taki przetłumaczony tekst nie straci zbyt wiele?
Kolejny problem tłumacza w parze językowej język polski-język angielski. Być blisko oryginału za wszelką cenę czy oddalić się od niego, ale nie burzyć części odbiorców przekładu tekstu? Wiele tłumaczeń książek wskazuje na to pierwsze, wiele tłumaczeń filmów – na to drugie. Jednak to zawsze tłumacz języka angielskiego jest tym, który musi ustawić tłumaczony tekst gdzieś pośrodku, pomiędzy dbałością o wierność oryginałowi a wrażliwością odbiorcy.