Zmiany w życiu tłumacza
Zmiany w życiu tłumacza
Mówią, że w życiu nigdy nie jest za późno na zmiany. Dotyczy to również życia tłumacza. Co więcej, zmiany, te na lepsze, są dla tłumacza wręcz wskazane – jak to napisał jeden z moich klientów: „Ufam tylko tym, którzy stale robią to, co robią, i stale się kształcą i doskonalą.” i zgadzam się z tą opinią. Szczególnie, że opinia ta dotyczyła mnie osobiście i dlatego jest głosem sumienia w podejmowaniu decyzji dotyczących rozwijania dywanika kompetencji i doświadczeń na ścieżce zawodowej.
Przez ostatnie miesiące, mimo że zrealizowałam wiele ciekawych tłumaczeń, odczułam, że w pewnym sensie, zawodowo stoję w miejscu. Jeszcze dwa lata temu miałam jasno wyznaczony cel – zdobyć uprawnienia tłumacza przysięgłego. Po ukończeniu filologii angielskiej i uzyskaniu stopnia magistra, zapisałam się na studia podyplomowe kształcące właśnie w kierunku przygotowania do egzaminu na tłumacza przysięgłego. Podyplomowe studium przekładu było bardzo ciekawym doświadczeniem. Przede wszystkim pokazało mi, że na tle innych moje umiejętności są niezłe. Wcześniej nie miałam okazji skonfrontować ich z innymi tłumaczami. Realizowałam pierwsze tłumaczenia, które spotykały się z przychylnymi opiniami zleceniodawców, jednak nigdy nie miałam odwagi i chęci poddać się opinii profesjonalisty. Powiedzmy sobie jasno – same studia magisterskie nie przygotowują przyszłych tłumaczy przysięgłych. Wiedziałam, że potrzeba mi czegoś więcej.
Z drugiej strony, żaden profesjonalnie działający tłumacz, czy to przysięgły, czy nie przysięgły, nie jest do końca skłonny to jakiegoś żarliwego namawiania kolegów po fachu do przystępowania do egzaminu na tłumacza przysięgłego. Szczególnie, że fakty są dość niezachęcające – w latach 2005-2009 tylko 25% kandydatów zdało ten egzamin (źródło: Teksty egzaminacyjne dla kandydatów na tłumacza przysięgłego w opracowaniu Zofii Rybińskiej), o czym bez ogródek przypominali wykładowcy na studium przekładu. Poza tym, odkąd stosuje się państwowy egzamin, tłumacz przysięgły, w kontekście prawa, awansował z funkcji pomocnika sądowego do profesjonalisty – osoby zaufania publicznego, która jest w pełni prawnie odpowiedzialna za swoją pracę. Mnie osobiście ta odpowiedzialność jeszcze parę lat temu po prostu przytłoczyła. Nie czułam się na siłach aby ją udźwignąć.
Teraz pomału dojrzewam do udźwignięcia tego ciężaru. Troszkę popracowałam na siłowni i mam większe mięśnie :-). Zakupiłam już pierwsze wydawnictwa polecane przez ministerstwo dla kandydatów do wspomnianego egzaminu i zaczynam pomału odświeżać słownictwo sądowe i prawnicze, z którym na co dzień mam niewiele do czynienia.
W samym miejscu mojej pracy nastąpiły zmiany, również pod wpływem komentarza jednego z czytelników bloga, który wyraził nadzieję, że nie pracuję na co dzień przy laptopie. Niestety, tak było, ale już nie jest:-). Komfort pracy przy dużym ekranie jest stokroć większy, polecam każdemu i dziękuję za dobrą radę.
Gratuluję odwagi.
Ja sam poważnie zastanawiam sie, czy starać się o przysięgłego. Sam nie wiem czy jest mi to do czegokolwiek potrzebne.
Co do ciągłego doskonalenia się i kształcenia, jak najbardziej się zgadzam. Warto też pomyśleć o szkoleniach branżowych. STP organizuje często, napewno dostarczają też ciekawych doświadczeń.
Pozdrawiam!
Dzięki za info, pozdrawiam również:)
I pomysleć, że ani słowa, ani wzmianki o niepodważalnym wpływie na tę decyzję Dnia Kobiet ;(
Trzymam kciuki z całych sił – u rąk i nóg! :*
UWAGA: Wielki wpływ miał na mnie Dzień Kobiet przy choince:) ps. dziękuję:*
Brawo Pani Moniko ! Czekamy w takim razie na przysięgłego !